poniedziałek, 15 października 2012

Komnata 17: Walcz, uciekaj albo...

Stał przed lustrem i patrzył na własne odbicie. Widział dziwoląga, krzyżówkę konia, tygrysa, obcego ze statku Nostromo i alfa z planety Melmac. I nie chodziło tu o jakieś oczy duszy, jakieś transcendentalne, metafizyczne przeżycie, po prostu nie wyglądał zbyt ciekawie. Kiedy dotykał twarzy, czuł pod dłonią sierść, przy oczach czuł chropowatą skórę pokrytą łojem. Czuł jak kły wbijają mu się w podniebienie. Tu i teraz, tylko on i jego odbicie, twarz bestii...
Od dawna nie wychodził z domu, kiedy był głodny jadł, kiedy był zmęczony zasypiał, żył chwilą bez przeszłości i przyszłości, bez marzeń, wspomnień. W końcu był naprawdę szczęśliwy, na maksa, szczęście pulsowało mu w żyłach, świeciło przez jego skórę. Widział je kiedy otwierał pysk i kiedy zamykał oczy. Był szczęściem, chodzącym szczęściem, które wyglądało jak potwór...