niedziela, 11 grudnia 2011

Komnata 3: Start to połowa sukcesu

- Cisza!
- A chociaż nucić mogę?
- Nuć
- Najtrudniejszy pierwszy krok, potem łatwo mija rok...
Mały John nie znosił jak mu się ktoś wydziera nad uchem, szczególnie kiedy był na kacu. Nucenie akceptował, przypominała mu się wtedy babcia nieboszczka. Mały John był najbardziej doświadczony, ze wszystkich 70 kwaterujących w gospodzie rycerzy, podobno był tam już od 7 lat.
Każdy dzień, miał swój niepisany porządek. Jakikolwiek głośny dźwięk przed południem karany był publiczną chłostą. W myśl zasady, że nie ma sensu kopać się z koniem, kaca należało przespać. Koło 14, kiedy większość wojaków była już po obiedzie, na podwórzu przed karczmą panował gwar. Słychać było szczęk oręża, odgłos osełki i rżenie koni. Część rycerzy czyściła zbroje, inni ostrzyli miecze, pod murem ktoś katował słomianą kukłę.
 Przygotowania do wyprawy kończyły się przed zachodem słońca, kiedy to brać rycerska zbierała się z powrotem w karczmie by ustalić plany.
- Spróbuję tedy - Zygfryd wskazywał coś palcem na mapie - przejdę grań od wschodu i ominę smoczy jar.
- Bzdura -żachnął się brodaty kolos - tędy jeszcze nikt nie przeszedł.  Jak chce ginąć - tu rozejrzał się szukając poparcia u kompanów - niech ginie, ale niech przynajmniej nam swojego konia zostawi, a cóż winna szkapina?
Wśród ogólnego rechotu, który zapanował po ripoście Brodatego dało się słyszeć cichutki głosik młodziaka. Mały John rozpoznał ten głosik, to ten sam co przed południem nie dał pospać nucąć jakieś bzdury:
- A może poszukać katapulty?
Słowo katapulta znajdowało się na czarnej liście mimo iż było czerwone jak płachta w ręku torreadora. Byki gromadnie rzuciły się na nieświadomego młodzika.
Zygfryd złapał go pod szyją, tak mocno, że chłopak ledwo co łapał oddech:
- Katapulta to mit, Katapulta to mrzonka, legenda - krzyczał w amoku - musisz liczyć na siebie, na własne ramię, na ostrze miecza, rozumiesz?!
Nikt, ze starych wiarusów nigdy nie wymawiał tego słowa głośno. Każdy z nich wiedział, że legenda o ukrytej gdzieś w dolinie katapulcie to kompletny nonsense. Bo czy w prawdziwym życiu może istnieć coś tak niedorzecznego? Katapulta, która jednym ruchem uniesie śmiałka w przestworza, wysoko nad dolinę i znienawidzony smoczy jar. Pozwoli ominąć wszelkie niebezpieczeństwa i wylądować gdzieś daleko w stogu siana tuż przy wieży księżniczki.
Mały John pochylił się nad kuflem i wlał w gardło całą zawartość. Ruchem ręki przywołał karczmarza i kazał uzupełnić naczynie pitnym miodem.
- Jutro nie ma sensu ruszać, nadciągają zima, trzeba się lepiej przygotować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz