Powrót do 36 komnaty


Nie do końca wiadomo kim jest Chao Jen-Cheh, wygląda na artystę ze spalonego teatru, nieszkodliwego idealistę. Ma dobre serce i raczej wygórowane mniemanie o sobie.
 A Munchu? Cóż, dziś miałby efektowny krawat i garnitur za kilka tysięcy. Jako szef fabryki jest skuteczny i bezwzględny. W niewielkim miasteczku, nie jest lubiany, nikt nie mówi jednak o tym głośno. Powód jest prozaiczny, ponad połowa mieszkańców zarabia na chleb w jego zakładzie. Nie kąsa się ręki która karmi. Dlatego mimo nieludzkich warunków codziennie ponad sześćset osób staje przed świtem i  pracuje ponad swoje siły do zachodu słońca.
Wyzysk? Powinni się cieszyć, że w ogóle mają pracę, na prowincji nie mieli by nic - podsumowuje Wang, szef produkcji.
Chao chce to zmienić, a że jedyne co przychodzi mu do głowy to kolejna ciuciubabka, przebiera się za mistrza sztuk walki z Shaolin. Nie chodzi o to, że Munchu chyli czoła przed autorytetami, ale kiedy w jego fabryce pojawia się tajemniczy mistrz woli być ostrożny. Ustępuje mu, a niewolnicy mają pierwsze wolne popołudnie od ponad miesiąca.
Bezwzględny? tak, ale nie głupi, Munchu wzywa kilku kiziorów, którzy nie wyglądają jak mistrzowie z Shaolin, ale naprawdę potrafią walczyć. Chao Jen-Cheh zostaje zdemaskowany i ośmieszony, poza tym czuje, że zawiódł tych którzy pokładali w nim nadzieje. Mimo, że przyjaciele odradzają mu tego postanawia wybrać się do klasztoru Shaolin, by stać się prawdziwym mistrzem.

 Na miejscu czekała go jednak kolejna gorzka pigułka. Kiedy próbuje zapisać się do szkoły Shaolin okazuje się, że się zupełnie nie nadaje. Mnisi nie widzą dla niego miejsca w klasztorze. Jen-Cheh niemal na kolanach błaga o szansę. Mistrz, dla świętego spokoju, zleca mu pomoc przy remoncie klasztoru.
Chao zawiedziony, z urażoną dumą przyjmuje propozycję. Jego zadanie ma polegać na zbudowaniu rusztowania dookoła murów. Robota nie jest łatwa, długie bambusowe żerdzie odmawiają współpracy. Nieraz poobijany, spocony i zmęczony niemal usypia na stojąca. Ale zdarzają się też lepsze dni, kiedy układając górne partie rusztowania przygląda się trenującym mnichom. Czasami przez długie godziny powtarza ich ruchy, a podpatrzone techniki ułatwiają mu pracę.
W końcu po wielu miesiącach pracy rusztowanie jest gotowe. Teraz mnisi muszą mnie przyjąć- myśli Chao - po tym co dla nich zrobiłem. Jednak odpowiedź ponownie jest negatywna, a mistrz radzi mu żeby wracał raczej do siebie, w rodzinne strony.


Chao czuje, że coś się zmieniło, jednak nadal brakuje mu wiary we własne siły. Dopiero kiedy na jego drodze ponownie staje Wang, Jen-Chah empirycznie, doświadczalnie i organoleptycznie przekonuje wszystkich, a samego siebie przede wszystkim, że umie walczyć. Niczym prawdziwy mistrz kung-fu rozprawia się z Munchu i jego zbirami, zaprowadzając w miasteczku równowagę i porządek.

Nie jestem fanem kung-fu i nauk wschodu, ale przez ostatnie lata nie robiłem nic poza budowaniem rusztowań. Chcę odszukać własną równowagę i wrócić do 36 komnaty. Idziesz ze mną?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz